piątek, 8 marca 2013

ROZDZIAŁ V



Treść wiadomości przesłanej z nieznanego komputera w okolicach Georgetown do państwa Kapper w TripleCity: „wszystko idzie zgodnie z planem...może się okazać wyjątkowo  przydatny...”.

Zaczęło padać. Z mieszkania Marrisy widok jak zawsze zapierał dech w piersiach. Linde dosięgał to wszystko wzrokiem lecz... nie widział. W jego głowie kłębiły się dziwne myśli. Setki pytań bez odpowiedzi i odpowiedzi bez właściwych pytań. Za  każdym razem gdy już do czegoś dochodził, wewnętrzny głos bezlitośnie ściągał go to punktu wyjścia.
Bezgraniczne światła Georgetown mrugały do niego. Gasiły się i zapalały. Miliony...setki milionów chromatycznych pikseli. A On pośrodku.
Deszcz sprawiał, że miasto oczyszczało się z brudów. Po wielkich wieżowcach naprzeciwko ściekały rzeki kurzu i sadzy zostawiając szare ślady. Kolorowe światła odbijały się od mokrych powierzchni i tańczyły na nich swój monotonny taniec. Linde przyglądał się jak wielki dron reklamowy przelatywał powoli między oddalonymi o około trzy kilometry Centralnymi Wieżami. Dookoła niego wyświetlany był cały czas jakiś holofilm reklamowy. Nie mógł go  rozpoznać z tej odległości. Nie wiedział dlaczego ale  powoli się uspokajał. Może latający wciąż tą samą trasą dron wyzwolił w nim jakieś wspomnienia. Podświadomie przestawał myśleć o wypadkach dzisiejszego dnia.  Poczuł  jakby znajdował się w wielkim szklanym akwarium rozświetlonym setkami tysięcy lampek.  Woda unosiła go i obmywała z emocji i myśli.
 Oparł dłonie na ramach okna i zamknął oczy.
W tym czasie, Marrisa po kolejnej próbie połączenia się  przez holonet dała sobie spokój.  Oparła się o szklany stolik stojący na środku pokoju. 
Linde wciąż stał przy oknie a profesor nie odzywał się nic. Tylko patrzał w pusty holoekran z historią połączeń.
"Przygoda z „listem” musiała nim nieźle wstrząsnąć"-, pomyślała Marrisa.
 -Spróbujemy jutro.- W końcu przerwała nieznośnie długą ciszę.
-Tak,tak, oczywiście.- odpowiedział Laundrup prawie szeptem.
- Czy nic nam tu nie grozi?- mówiąc to rozejrzał się nerwowo dookoła pokoju  jakby szukając  ukrytych za łóżkiem albo szafą gliniarzy.
-Mają na pewno pańskie dane,  ale zresetowałam ehanda i odcięłam go od holonetu.  Mamy kilka dni spokoju, tak mi się wydaje.- powiedziała Marrisa.
 - Skąd?? skąd o mnie wiedzieli? Ktoś nas sprzedał?- profesor nie dawał się uspokoić.
- To miało być tylko oficjalnie  sympozjum...nudny wykład i nikt nie związany z naszą sprawą nie powinien się tym szczególnie zainteresować.- mówił już jakby do siebie nie spuszczając wzroku z wyświetlacza.
- Ktoś sypnął, profesorze. Zostaliśmy zdradzeni a jedyne o co możemy się modlić to by był to ktoś z tam obecnych . Nie wyobrażam sobie aby wydał nas ktoś z członków Ligii...- Marrisa wstała z podłogi i podeszła do holoekranu z zasępioną miną.
Delikatnymi ruchami obu dłoni włączała i wyłączała migające programy. Jej palce  muskały smugi holograficzne a komputer z ogromną szybkością wykonywał każde jej polecenie.
 -Musimy dostać się na ich częstotliwości alarmowe profesorze. Musieli się dowiedzieć o nalocie i zerwali wszystkie pierwotne łącza- powiedziała Marrisa nie przestając sterować komputerem.
 - Czy zna pan hasło?- Laundrup pokręcił głową i spojrzał na Lindego wciąż zatopionego we własnych ponurych myślach.
- Nie znam. Nigdy mi nie mówili o żadnych częstotliwościach alarmowych i nawet nie wiem co to jest... Zajmowałem się tylko rekrutacją i edukacją- powiedział słabym głosem.
 Marrisa skupiła się jeszcze bardziej, odpowiedź nie ucieszyła jej ani trochę.
Rozstawiła szerzej nogi aby było jej wygodniej a czarne skórzane ,spodnie delikatnie opięły się na jej smukłym ciele.
- Muszę znaleźć i dostać się do naszych serwerów macierzystych. To one odcięły i zablokowały wszystkie  strony. Dane  na pewno już usunięto ale może... został jakiś ślad. – dodała.
- Nie chcę żeby dowództwo myślało , że nas złapali. Jak się dostaniemy do macierzy będziemy mogli wysłać im wiadomość i może powiedzą nam co dalej robić.- Skończyła mówić a jej ruchy wewnątrz holografu przyspieszyły. Na środku pokoju pojawiały się  i znikały strony. Instalowała i usuwała programy śledzące i nanorobaki.
Linde odwrócił się od zalanego deszczem okna. Oczy miał pełne determinacji i pewności.
 Profesor podniósł się z łóżka i cofnął dwa kroki w kierunku otwartej kuchni.
-Marrisa!?!- powiedział trochę głośniej niż zwykle nie odwracając wzroku od Lindego.
 Nie zareagowała.
 - Wyłącz ten komputer!!- warknął w końcu Linde  zbliżając się do niej.
 Marrisa oderwała wzrok od obrazu i przestała sterować.
 - Ktoś nam musi pomóc, nie jestem pewna  jeszcze co do ciebie- przyglądała się mu dokładnie i zdała sobie sprawę , że podjął już decyzję.  Już wie co robić i po której stanąć stronie.
 -Co zamierzasz ??- spytała z niepewnością w głosie.
 - Zamierzam wyłączyć ci ten pieprzony komputer!! - podszedł do ściany i wyłączył przyciskiem z sieci wszystkie urządzenia w pokoju.
Obraz zgasł nagle i  zapanował półmrok. Jedynym źródłem światła były magnezyjne listwy oświetlające dwa wieżowce za oknem. Padający nieustannie deszcz sprawiał , że światło przedzierając się przez szyby rozszczepiało   na tysiące  odcieni i wprawiało je w delikatne drgania. Linde stojąc plecami do okna przypominał wielkiego starożytnego wojownika , który tylko czeka na okazję aby poucinać wszystkim  głowy. Ręce oparł o biodra i uśmiechnął się chytrze do swojej dziewczyny.
Tylko czy ona jeszcze nią była? Stała z rękoma wyciągniętymi przed siebie bez ruchu.
- Linde...- szepnęła pełna lęku i straconej nadziei.
- Przestań, pozwól nam chociaż uciec, daj nam czas...proszę cię- Odwróciła się od niego a oczami jakby szukała drogi ucieczki, zaczynała ją ogarniać panika.
-Nie uciekniecie!!- rzekł spokojnym głosem Linde, i patrząc to na nią to na trzęsącego się już po tych słowach jajogłowego profesora.
 - Przynajmniej nie na razie- dodał.- Po pierwsze czy myślisz , że ściga nas jakaś banda wieśniaków z widłami?? To jest najlepiej wyszkolona i najniebezpieczniejsza jednostka w całym kraju. A wyszkoleni są przede wszystkim do zwalczania i śledzenia cyberprzestępczości. Więc jeśli uważasz, że uda ci się połączyć z... tą twoją  organizacją nie  zostawiając żadnego śladu. To się mylisz kochanie.  Dlaczego  jeszcze tutaj  nie przyszli? - Linde zbliżył się do niej i chwycił ją delikatnie za wyciągniętą ręką.
 Drgnęła delikatnie od jego dotyku.
-Czekają aż dotrzesz do swoich przywódców czy ktokolwiek tam  jest- powiedział delikatniejszym już głosem patrząc jej prosto w brązowe wielkie oczy.
- A jak tylko to zrobisz, aresztują  ciebie, profesora i mnie a na pewno już znajdą twoich przyjaciół którzy się tak skutecznie ukrywają.- podrapał się po prawym pejsie ...
-  Podsumowując malutka...jestem z wami. Sam nie wiem dlaczego dałem   się pociągnąć za tobą i uciekałem  nie wiem po co, ale stało się. Poza tym masz rację ich reakcja nie była adekwatna do sytuacji a ja nie lubię takich zachowań. Za bardzo przypominają  mi rządy totalitarne z ubiegłego wieku. Mamy teraz demokrację połączoną więc coś tu jest nie tak i mam zamiar się dowiedzieć co.-  dokończył Linde z pewnością siebie w glosie.
 - Cieszę się okropnie!! – powiedziała Marrisa – Nawet nie wiesz jak bardzo. Bałam się , że nie przyłączysz się do nas i rozstaniemy się .- Przytuliła się do niego, położyła mu swoją głowę na ramieniu , objęła go mocno.
 Profesor wyraźnie już uspokojony wyprostował się i podszedł powoli do pary zakochanych .
- Marrisa... Linde , skoro wiemy już czego nie możemy zrobić to chyba nadszedł czas abyśmy zrobili coś co możemy i trzeba zrobić- głos już silniejszy dotarł do nich i zwolnili uścisk.
- Plan... jaki mamy plan? – pytał Laundrup.
- Skoro czekają już prawie pod drzwiami to musimy stąd zniknąć.-Rozejrzał się znowu niepewnie jakby przeraziły go jego własne słowa.
- Znikniemy... tylko, że trochę w inny sposób niż się to wam wydaje- odparł Linde i podszedł do profesora.
-Siądźmy na razie, musimy coś omówić. Po pierwsze musicie mi zaufać i powiedzieć wszystko co wiecie, jeżeli coś zataicie może się to źle skończyć dla nas wszystkich. Po drugie, ja muszę zaufać wam co łączy się ściśle z punktem pierwszym, więc zaczynajmy.- Wszyscy usiedli na zielonej kanapie  i oparli  o duże kolorowe poduszki.
 Marrisa nie zapalała światła jakby pomogło to im pozostać w ukryciu trochę dłużej.  Spojrzenia utkwili  w miejscu gdzie jeszcze niedawno był hologram holonetu.
- Co to za organizacja?- zaczął bez wstępu Linde.
- Posłuchaj...- odpowiedziała Marrisa- Powiem ci wszystko co wiem od początku. Zaczęło się to 16 lat temu. Po którymś z lokalnych głosowań tu w Georgetown , społeczność zdecydowała zamknąć dwie fabryki  w Blackground. Różnica głosów była naprawdę niewielka a dyskusja bardzo zażarta. Nikt nie chciał tracić miejsc pracy ale też nikomu nie uśmiechało się utrzymywać nierentownych fabryk dronbusów. Wskutek tego na bruku znalazło się około 8000 ludzi, dobrych fachowców, prostych robotników jak i wykształconych menadżerów. Oczywiście praca dla większości z nich znalazła się niedługo po tym, niektórzy otworzyli własne interesy lecz kilku z nich... zaczęło się zastanawiać...- Marrisa mówiła cichym spokojnym głosem.
- Zastanawiać dlaczego ktoś nie mógł podjąć innej decyzji, dlaczego jesteśmy zniewoleni przez społeczeństwo. Stwierdzili, że  ludzie sami sobie nałożyli kaganiec i smycz. Dyrektorzy zakładów czy burmistrzowie miast są uzależnieni od decyzji mieszkańców lub pracowników i nic nie może się dziać bez wiedzy ogółu. Lecz ... myśleli dalej, czy bezmyślna masa jest w stanie podejmować zawsze słuszne decyzje? Ludzie są krótkowzroczni, nie myślą o tym co się stanie za kilka lat jaki wpływ będzie miała ich decyzja na przyszłe pokolenia. Tak myśleli wtedy i tak myślą teraz.- skończyła Marrisa.
-Zaraz , zaraz – wtrącił od razu Linde – skoro decyzje wszystkich nie są tak trafne i przezorne to jakim cudem nasz kraj, nasz świat tak wspaniale się rozwija, jeszcze nigdy w historii ludziom nie żyło się tak dobrze...Marrisa. Nie ma głodu, biedy, niewolnictwa, wojen. Wszystko co złe zostało zakazane. System sprawiedliwości działa bezbłędnie, jesteśmy panami własnych bytów. Sami decydujemy kim chcemy być i nie ogranicza nas pochodzenie. To jest coś o co walczyli nasi dziadowie 80 lat temu . Autentyczna równość, połączona demokracja każdego obywatela łączy się w połączoną demokrację nas wszystkich.- Linde powiedział to wszystko lecz nie było przekonania w jego głosie, wydawało mu się , że słyszy się  gdzieś z oddali a każde wypowiadane zdanie miało na końcu znak zapytania.
- I w tym tkwi cały szkopuł- wtrącił się nagle profesor- Jest w dużej mierze tak jak mówisz lecz przyjrzyj się uważnie a twe myśli niech będą czyste i otwarte.- Linde ściągnął brwi pytająco.
-  Każde głosowanie i debaty na forach tematowych...ich wyniki są łatwe do przewidzenia i tych kilku ludzi wyrzuconych z ich fabryki w jakiś sposób poznało prawdę.
- Jaka prawdę??- spytał od razu Linde.
- Ano taką, że ktoś za tym wszystkim stoi, ktoś pociąga za sznurki każdego z nas. Głosowanie  się nie liczy, wyniki każdego  są już dawno przesądzone- Profesor wyprostował się dumny ze swojej wypowiedzi.- Mamy tu do czynienia z szarą eminencją niemalże doskonałą, jego lub ich pchnięcia i pociągnięcia są tak delikatne, że nie sposób ich zauważyć bez specjalnych umiejętności.-powiedział Laundrup.
 -Co to za umiejętności jeżeli można wiedzieć?- zapytał z przekąsem  Linde.
- Antropologia i etnologia mój drogi towarzyszu. Nauki te były od 50 lat stopniowo wypierane z wszelkich uczelni, zastępowane jak tłumaczono doskonalszymi dziedzinami, dzięki temu nikt nie zadawał pytań, ludzie zaczęli zapominać i poddali się mimowolnie kontroli. Wszyscy jesteśmy marionetkami,nic nie znaczącymi  elementami globalnej układanki. - odrzekł powoli i wyraźnie profesor.
 -Nie jest możliwe aby społeczeństwo utrzymało tak wysoki poziom rozwoju gospodarczego, kulturalnego czy naukowego prowadząc się samopas przez tyle lat. Po kilku latach takiej „prawdziwej” demokracji- kontynuował. – Ludzkość zamknęła by się w populistycznych enklawach gdzie coraz bardziej bezrozumna i egocentryczna większość poprowadziła by nas do totalnego rozkładu gospodarczego, kulturowego i oczywiście naukowego. Jeżeli teraz wyjrzymy przez okno zobaczymy idealnie pracujący mechanizm polityczny i gospodarczy, dlatego nie podlega dyskusji to, że ktoś z ukrycia steruje tym wszystkim. - Linde chciał już coś wtrącić lecz Laundrup podniósł ton i mówił dalej.
- I nie oszukujmy się, z roku na rok jego władza jest coraz większa i silniejsza, sięga dalej i głębiej. W jakimś momencie ta bańka zasłony pęknie i wszyscy zobaczymy kto lub co się za tym kryje ale może być wtedy za późno. Już jest późno. Dwa lata temu powstała tajna policja cybernetyczna. Czy pamiętasz aby było jakieś głosowanie lub chociażby wzmianka o L.I.S.T. Na jakimkolwiek oficjalnym forum?- Nie czekał na odpowiedź, wszyscy doskonale ją znali.
- Czarna Liga powstała, mój przyjacielu po to właśnie aby zdemaskować i ukarać człowieka lub ludzi którzy mają czelność i odwagę mówić nam jak żyć, głosować, jaką przyszłość wybrać dla naszych dzieci. Mimo że nie widać aby sprawy przybierały zły obrót to musimy być gotowi uderzyć w samo serce, raz i na zawsze uciąć głowę fałszywym władcom. Teraz żyje nam się dobrze lecz wyobraź sobie, że do władzy dojdzie za kilka czy kilkanaście lat człowiek zły, chciwy i samolubny. Co się wtedy stanie z naszym światem, z naszymi dziećmi. Będziemy skazani na jego łaskę?!- profesor aż poczerwieniał , monolog pochłonął go całkowicie.
 Linde spojrzał na Marrisę pytająco a ona kiwnęła mu jedynie głową.  Zgadza się z profesorem. Linde wstał bez słowa . Chodził w tę i z powrotem po salonie kiwając głową , rozważając wszystkie słowa Marrisy, profesora Laundrupa i swojego ojca sprzed 3 lat. Trwało to kilka minut lecz gdy w końcu stanął na środku i spojrzał na nich swoimi niebieskimi oczami nie mogło być żadnych wątpliwości. Linde Kapper podjął decyzję... jest z nami. Marrisa uśmiechnęła się  z  ulgą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz