Treść wiadomości przesłanej z
nieznanego komputera w okolicach Georgetown do państwa Kapper w TripleCity:
„wszystko idzie zgodnie z planem...może się okazać wyjątkowo przydatny...”.
Zaczęło padać. Z mieszkania Marrisy widok jak zawsze zapierał dech w piersiach. Linde dosięgał to wszystko wzrokiem lecz... nie widział. W jego głowie kłębiły się dziwne
myśli. Setki pytań bez odpowiedzi i odpowiedzi bez właściwych pytań. Za każdym razem gdy już do czegoś dochodził, wewnętrzny głos bezlitośnie ściągał go to punktu wyjścia.
Bezgraniczne światła Georgetown mrugały do
niego. Gasiły się i zapalały. Miliony...setki milionów chromatycznych pikseli. A On pośrodku.
Deszcz sprawiał, że miasto oczyszczało się z
brudów. Po wielkich wieżowcach naprzeciwko ściekały rzeki kurzu i sadzy
zostawiając szare ślady. Kolorowe światła odbijały się od mokrych powierzchni i
tańczyły na nich swój monotonny taniec. Linde przyglądał się jak wielki dron
reklamowy przelatywał powoli między oddalonymi o około trzy kilometry
Centralnymi Wieżami. Dookoła niego wyświetlany był cały czas jakiś holofilm
reklamowy. Nie mógł go rozpoznać z tej
odległości. Nie wiedział dlaczego ale
powoli się uspokajał. Może latający wciąż tą samą trasą dron wyzwolił w
nim jakieś wspomnienia. Podświadomie przestawał myśleć o wypadkach
dzisiejszego dnia. Poczuł jakby znajdował się w wielkim szklanym
akwarium rozświetlonym setkami tysięcy lampek. Woda unosiła go i obmywała z
emocji i myśli.
Oparł dłonie na ramach okna i zamknął oczy.
Oparł dłonie na ramach okna i zamknął oczy.
W tym czasie, Marrisa po kolejnej
próbie połączenia się przez holonet dała sobie spokój. Oparła się o
szklany stolik stojący na środku pokoju.
Linde wciąż stał przy oknie a profesor nie odzywał się nic. Tylko patrzał w pusty holoekran z historią połączeń.
Linde wciąż stał przy oknie a profesor nie odzywał się nic. Tylko patrzał w pusty holoekran z historią połączeń.
"Przygoda z „listem” musiała nim
nieźle wstrząsnąć"-, pomyślała Marrisa.
-Spróbujemy jutro.- W końcu przerwała
nieznośnie długą ciszę.
-Tak,tak, oczywiście.- odpowiedział
Laundrup prawie szeptem.
- Czy nic nam tu nie grozi?- mówiąc
to rozejrzał się nerwowo dookoła pokoju jakby szukając ukrytych za łóżkiem albo szafą gliniarzy.
-Mają na pewno pańskie dane, ale zresetowałam ehanda i odcięłam go od
holonetu. Mamy kilka dni spokoju, tak mi się wydaje.- powiedziała Marrisa.
- Skąd?? skąd o mnie wiedzieli? Ktoś nas
sprzedał?- profesor nie dawał się uspokoić.
- To miało być tylko
oficjalnie sympozjum...nudny wykład i
nikt nie związany z naszą sprawą nie powinien się tym szczególnie
zainteresować.- mówił już jakby do siebie nie spuszczając wzroku z
wyświetlacza.
- Ktoś sypnął, profesorze. Zostaliśmy zdradzeni a jedyne o co możemy się modlić to by był to ktoś z tam
obecnych . Nie wyobrażam sobie aby wydał nas ktoś z członków Ligii...- Marrisa
wstała z podłogi i podeszła do holoekranu z zasępioną miną.
Delikatnymi ruchami obu dłoni
włączała i wyłączała migające programy. Jej palce muskały smugi holograficzne a komputer z
ogromną szybkością wykonywał każde jej polecenie.
-Musimy dostać się na ich częstotliwości
alarmowe profesorze. Musieli się dowiedzieć o nalocie i zerwali wszystkie
pierwotne łącza- powiedziała Marrisa nie przestając sterować komputerem.
- Czy zna pan hasło?- Laundrup pokręcił głową
i spojrzał na Lindego wciąż zatopionego we własnych ponurych myślach.
- Nie znam. Nigdy mi nie mówili o
żadnych częstotliwościach alarmowych i nawet nie wiem co to jest... Zajmowałem się tylko rekrutacją i
edukacją- powiedział słabym głosem.
Marrisa skupiła się jeszcze bardziej,
odpowiedź nie ucieszyła jej ani trochę.
Rozstawiła szerzej nogi aby było
jej wygodniej a czarne skórzane ,spodnie delikatnie opięły się na jej smukłym
ciele.
- Muszę znaleźć i dostać się do
naszych serwerów macierzystych. To one odcięły i zablokowały wszystkie strony. Dane
na pewno już usunięto ale może... został jakiś ślad. – dodała.
- Nie chcę żeby dowództwo myślało ,
że nas złapali. Jak się dostaniemy do macierzy będziemy mogli wysłać im
wiadomość i może powiedzą nam co dalej robić.- Skończyła mówić a jej ruchy wewnątrz
holografu przyspieszyły. Na środku pokoju pojawiały się i znikały strony. Instalowała i usuwała
programy śledzące i nanorobaki.
Linde odwrócił się od zalanego
deszczem okna. Oczy miał pełne determinacji i pewności.
Profesor podniósł się z łóżka i cofnął dwa
kroki w kierunku otwartej kuchni.
-Marrisa!?!- powiedział trochę
głośniej niż zwykle nie odwracając wzroku od Lindego.
Nie zareagowała.
- Wyłącz ten komputer!!- warknął w końcu
Linde zbliżając się do niej.
Marrisa oderwała wzrok od obrazu i przestała
sterować.
- Ktoś nam musi pomóc, nie jestem pewna jeszcze co do ciebie- przyglądała się mu
dokładnie i zdała sobie sprawę , że podjął już decyzję. Już wie co robić i po której stanąć stronie.
-Co zamierzasz ??- spytała z niepewnością w
głosie.
- Zamierzam wyłączyć ci ten pieprzony
komputer!! - podszedł do ściany i wyłączył przyciskiem z sieci wszystkie
urządzenia w pokoju.
Obraz zgasł nagle i zapanował półmrok. Jedynym źródłem światła
były magnezyjne listwy oświetlające dwa wieżowce za oknem. Padający nieustannie
deszcz sprawiał , że światło przedzierając się przez szyby rozszczepiało na tysiące
odcieni i wprawiało je w delikatne drgania. Linde stojąc plecami do okna
przypominał wielkiego starożytnego wojownika , który tylko czeka na okazję aby
poucinać wszystkim głowy. Ręce oparł o
biodra i uśmiechnął się chytrze do swojej dziewczyny.
Tylko czy ona jeszcze nią była?
Stała z rękoma wyciągniętymi przed siebie bez ruchu.
- Linde...- szepnęła pełna lęku i
straconej nadziei.
- Przestań, pozwól nam chociaż
uciec, daj nam czas...proszę cię- Odwróciła się od niego a oczami jakby szukała
drogi ucieczki, zaczynała ją ogarniać panika.
-Nie uciekniecie!!- rzekł spokojnym
głosem Linde, i patrząc to na nią to na trzęsącego się już po tych słowach
jajogłowego profesora.
- Przynajmniej nie na razie- dodał.- Po
pierwsze czy myślisz , że ściga nas jakaś banda wieśniaków z widłami?? To jest
najlepiej wyszkolona i najniebezpieczniejsza jednostka w całym kraju. A
wyszkoleni są przede wszystkim do zwalczania i śledzenia cyberprzestępczości. Więc
jeśli uważasz, że uda ci się połączyć z... tą twoją organizacją nie zostawiając żadnego śladu. To się mylisz
kochanie. Dlaczego jeszcze tutaj
nie przyszli? - Linde zbliżył się do niej i chwycił ją delikatnie za
wyciągniętą ręką.
Drgnęła delikatnie od jego dotyku.
-Czekają aż dotrzesz do swoich
przywódców czy ktokolwiek tam jest-
powiedział delikatniejszym już głosem patrząc jej prosto w brązowe wielkie
oczy.
- A jak tylko to zrobisz,
aresztują ciebie, profesora i mnie a na
pewno już znajdą twoich przyjaciół którzy się tak skutecznie ukrywają.-
podrapał się po prawym pejsie ...
-
Podsumowując malutka...jestem z wami. Sam nie wiem dlaczego dałem się pociągnąć za tobą i uciekałem nie wiem po co, ale stało się. Poza tym masz
rację ich reakcja nie była adekwatna do sytuacji a ja nie lubię takich
zachowań. Za bardzo przypominają mi
rządy totalitarne z ubiegłego wieku. Mamy teraz demokrację połączoną więc coś
tu jest nie tak i mam zamiar się dowiedzieć co.- dokończył Linde z pewnością siebie w glosie.
- Cieszę się okropnie!! – powiedziała Marrisa
– Nawet nie wiesz jak bardzo. Bałam się , że nie przyłączysz się do nas i
rozstaniemy się .- Przytuliła się do niego, położyła mu swoją głowę na ramieniu
, objęła go mocno.
Profesor wyraźnie już uspokojony wyprostował
się i podszedł powoli do pary zakochanych .
- Marrisa... Linde , skoro wiemy
już czego nie możemy zrobić to chyba nadszedł czas abyśmy zrobili coś co możemy
i trzeba zrobić- głos już silniejszy dotarł do nich i zwolnili uścisk.
- Plan... jaki mamy plan? – pytał
Laundrup.
- Skoro czekają już prawie pod
drzwiami to musimy stąd zniknąć.-Rozejrzał się znowu niepewnie jakby przeraziły
go jego własne słowa.
- Znikniemy... tylko, że trochę w
inny sposób niż się to wam wydaje- odparł Linde i podszedł do profesora.
-Siądźmy na razie, musimy coś
omówić. Po pierwsze musicie mi zaufać i powiedzieć wszystko co wiecie, jeżeli
coś zataicie może się to źle skończyć dla nas wszystkich. Po drugie, ja muszę
zaufać wam co łączy się ściśle z punktem pierwszym, więc zaczynajmy.- Wszyscy
usiedli na zielonej kanapie i
oparli o duże kolorowe poduszki.
Marrisa nie zapalała światła jakby pomogło to
im pozostać w ukryciu trochę dłużej.
Spojrzenia utkwili w miejscu
gdzie jeszcze niedawno był hologram holonetu.
- Co to za organizacja?- zaczął bez
wstępu Linde.
- Posłuchaj...- odpowiedziała
Marrisa- Powiem ci wszystko co wiem od początku. Zaczęło się to 16 lat temu. Po
którymś z lokalnych głosowań tu w Georgetown , społeczność zdecydowała zamknąć
dwie fabryki w Blackground. Różnica
głosów była naprawdę niewielka a dyskusja bardzo zażarta. Nikt nie chciał
tracić miejsc pracy ale też nikomu nie uśmiechało się utrzymywać nierentownych
fabryk dronbusów. Wskutek tego na bruku znalazło się około 8000 ludzi, dobrych
fachowców, prostych robotników jak i wykształconych menadżerów. Oczywiście
praca dla większości z nich znalazła się niedługo po tym, niektórzy otworzyli
własne interesy lecz kilku z nich... zaczęło się zastanawiać...- Marrisa mówiła
cichym spokojnym głosem.
- Zastanawiać dlaczego ktoś nie
mógł podjąć innej decyzji, dlaczego jesteśmy zniewoleni przez społeczeństwo.
Stwierdzili, że ludzie sami sobie
nałożyli kaganiec i smycz. Dyrektorzy zakładów czy burmistrzowie miast są
uzależnieni od decyzji mieszkańców lub pracowników i nic nie może się dziać bez
wiedzy ogółu. Lecz ... myśleli dalej, czy bezmyślna masa jest w stanie
podejmować zawsze słuszne decyzje? Ludzie są krótkowzroczni, nie myślą o tym co
się stanie za kilka lat jaki wpływ będzie miała ich decyzja na przyszłe
pokolenia. Tak myśleli wtedy i tak myślą teraz.- skończyła Marrisa.
-Zaraz , zaraz – wtrącił od razu
Linde – skoro decyzje wszystkich nie są tak trafne i przezorne to jakim cudem
nasz kraj, nasz świat tak wspaniale się rozwija, jeszcze nigdy w historii
ludziom nie żyło się tak dobrze...Marrisa. Nie ma głodu, biedy, niewolnictwa,
wojen. Wszystko co złe zostało zakazane. System sprawiedliwości działa
bezbłędnie, jesteśmy panami własnych bytów. Sami decydujemy kim chcemy być i
nie ogranicza nas pochodzenie. To jest coś o co walczyli nasi dziadowie 80 lat
temu . Autentyczna równość, połączona demokracja każdego obywatela łączy się w
połączoną demokrację nas wszystkich.- Linde powiedział to wszystko lecz nie było
przekonania w jego głosie, wydawało mu się , że słyszy się gdzieś z oddali a każde wypowiadane zdanie
miało na końcu znak zapytania.
- I w tym tkwi cały szkopuł-
wtrącił się nagle profesor- Jest w dużej mierze tak jak mówisz lecz przyjrzyj
się uważnie a twe myśli niech będą czyste i otwarte.- Linde ściągnął brwi
pytająco.
-
Każde głosowanie i debaty na forach tematowych...ich wyniki są łatwe do
przewidzenia i tych kilku ludzi wyrzuconych z ich fabryki w jakiś sposób
poznało prawdę.
- Jaka prawdę??- spytał od razu
Linde.
- Ano taką, że ktoś za tym
wszystkim stoi, ktoś pociąga za sznurki każdego z nas. Głosowanie się nie liczy, wyniki każdego są już dawno przesądzone- Profesor
wyprostował się dumny ze swojej wypowiedzi.- Mamy tu do czynienia z szarą
eminencją niemalże doskonałą, jego lub ich pchnięcia i pociągnięcia są tak
delikatne, że nie sposób ich zauważyć bez specjalnych umiejętności.-powiedział
Laundrup.
-Co to za umiejętności jeżeli można wiedzieć?-
zapytał z przekąsem Linde.
- Antropologia i etnologia mój
drogi towarzyszu. Nauki te były od 50 lat stopniowo wypierane z wszelkich
uczelni, zastępowane jak tłumaczono doskonalszymi dziedzinami, dzięki temu nikt
nie zadawał pytań, ludzie zaczęli zapominać i poddali się mimowolnie kontroli.
Wszyscy jesteśmy marionetkami,nic nie znaczącymi elementami globalnej układanki. - odrzekł
powoli i wyraźnie profesor.
-Nie jest możliwe aby społeczeństwo utrzymało
tak wysoki poziom rozwoju gospodarczego, kulturalnego czy naukowego prowadząc
się samopas przez tyle lat. Po kilku latach takiej „prawdziwej” demokracji-
kontynuował. – Ludzkość zamknęła by się w populistycznych enklawach gdzie coraz
bardziej bezrozumna i egocentryczna większość poprowadziła by nas do totalnego
rozkładu gospodarczego, kulturowego i oczywiście naukowego. Jeżeli teraz
wyjrzymy przez okno zobaczymy idealnie pracujący mechanizm polityczny i
gospodarczy, dlatego nie podlega dyskusji to, że ktoś z ukrycia steruje tym
wszystkim. - Linde chciał już coś wtrącić lecz Laundrup podniósł ton i mówił dalej.
- I nie oszukujmy się, z roku na
rok jego władza jest coraz większa i silniejsza, sięga dalej i głębiej. W
jakimś momencie ta bańka zasłony pęknie i wszyscy zobaczymy kto lub co się za
tym kryje ale może być wtedy za późno. Już jest późno. Dwa lata temu powstała
tajna policja cybernetyczna. Czy pamiętasz aby było jakieś głosowanie lub
chociażby wzmianka o L.I.S.T. Na jakimkolwiek oficjalnym forum?- Nie czekał na
odpowiedź, wszyscy doskonale ją znali.
- Czarna Liga powstała, mój
przyjacielu po to właśnie aby zdemaskować i ukarać człowieka lub ludzi którzy
mają czelność i odwagę mówić nam jak żyć, głosować, jaką przyszłość wybrać dla
naszych dzieci. Mimo że nie widać aby sprawy przybierały zły obrót to musimy
być gotowi uderzyć w samo serce, raz i na zawsze uciąć głowę fałszywym władcom.
Teraz żyje nam się dobrze lecz wyobraź sobie, że do władzy dojdzie za kilka czy
kilkanaście lat człowiek zły, chciwy i samolubny. Co się wtedy stanie z naszym
światem, z naszymi dziećmi. Będziemy skazani na jego łaskę?!- profesor aż
poczerwieniał , monolog pochłonął go całkowicie.
Linde spojrzał na Marrisę pytająco a ona
kiwnęła mu jedynie głową. Zgadza się z
profesorem. Linde wstał bez słowa . Chodził w tę i z powrotem po salonie
kiwając głową , rozważając wszystkie słowa Marrisy, profesora Laundrupa i
swojego ojca sprzed 3 lat. Trwało to kilka minut lecz gdy w końcu stanął na
środku i spojrzał na nich swoimi niebieskimi oczami nie mogło być żadnych
wątpliwości. Linde Kapper podjął decyzję... jest z nami. Marrisa uśmiechnęła
się z
ulgą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz